Ustaliliśmy, że przed moją wyprawą na śmierć uhonorujemy Yanusa. Była to dosyć krótka ceremonia. Razem z jego ciałem zakopaliśmy też bronie, nie tylko jego, ale też moje. Wiedzieliśmy, że za chwilę umrę. Jednak to była rzecz na którą byłem gotów.
Jak wróciliśmy do laboratorium dostałem jakiś dziwny strój. Sagen wytłumaczył mi, że jest on zabrany z tamtego świata i sprawi, że przeżyję podróż na słońce dzięki temu. Nie rozumiałem do końca tego co mówił, jednak mnie to nie interesowało. Ważne dla mnie było, że dzięki temu nie umrę w drodzę, bo jak się okazuje może się tak wydarzyć. Daphne zmieniła się w wiwernę ja na nią wsiadłem i polecieliśmy w stronę słońca. Była to dosyć długa i monotonna podróż, czasami trafialiśmy na jakieś asteroidy jednak nie robiły nam one większego problemu. Teraz był czas na przemyślenie wszystkiego. Wiedziałem, że za chwilę umrę. Znałem też swoje błędy życiowe. Po chwili usłyszałem jak Daphne mówi, że jesteśmy na miejscu. Przed moim skokiem postanowiłem spojrzeć ostatni raz na Mitrię. Była ona wielką latającą wyspą. Wokół niej były poustawiane portale. Sprawiały one, że nie spadało się z wyspy kiedy dochodziło się do krańca świata, tylko pojawiało się tak, jakby Mitria była kulą.
- Dlaczego nie mogłaś mnie tutaj teleportować? - Zapytałem.
- Wiwerny mają możliwość teleportacji, jednak tylko w miejsca które dobrze znają - odpowiedziała mi ze spokojem w głosie Daphne.
- Okej to wszystko wyjaśnia.
Miałem w głowie jeszcze wiele pytań, lecz wolałem nie znać na nie odpowiedzi. Teraz chciałem się skupić na odłożeniu jaja na jego miejscu. Musiałem skoczyć i położyć jajo na słońcu. Wtedy powinno się ono wykluć. Powiedziałem Daphne moje ostatnie słowa i skoczyłem. Spadałem dosyć wolno, a raczej nie spadałem. Jednak Sagen mi wytłumaczył, że muszę kliknąć pomarańczowy guzik na mojej ręce i ustawić się prosto w stronę słońca i powinno się udać. Po wykonaniu tego zadania leciałem bardzo szybko w stronę słońca. Jak zbliżyłem się do słońca przestałem lecieć z tą niebywałą prędkością, za to zbliżałem się do niego. Ustawiłem się tak aby móc swobodnie stanąć na słońcu. Po chwili wylądowałem. Zacząłem czuć na stopach palenie. Jednak nie na tym miałem się teraz skupić. Wziąłem jajo i je bezpiecznie położyłem. Cały czas mnie bolało ciało. Spalałem się, jednak patrzyłem teraz jak wykluwa się i szybko rośnie smok. Ostatnie co zdołałem zrobić to wskazać palcem w górę i powiedzieć imię Wiwerny wody.
Komentarze
Prześlij komentarz