Więc tak wyglądała wyspa smoków. Była cała porośnięta różnymi roślinami, które nikomu się nie śniły. Miały wiele wzgórz i pagórków.
- Nasza wyprawa najpewniej się powiodła! - powiedział jeden z wikingów.
- Wyspa jest, ale nikt nie powiedział, że to czego szukamy też - szybko zripostowałem jego optymizm.
Płynęliśmy dziesięć długich dni gdzie część z nich była burzowa. Po prostu wybraliśmy idealną porę na szukanie mitycznej wyspy smoków, a wszystko po rzekomy skarb smoków, który złupiły z różnych wiosek. Mimo okazji zdobycia łupów nie widziałem sensu w okradaniu smoków. Po pierwsze sami działamy pod znakiem smoków. Co oznacza, że powinniśmy działać dla smoków, które dbają o nasze dobro. Po drugie nikt nie chce aby miał na głowie złość smoków. Po trzecie nie chce musieć zabić jednego z nich. Jednak gdybym powiedział swoje zdanie, mimo przyjaźni z wodzem, wszyscy uznaliby, że jestem tchórzem i zostawili mnie na wyspie. Lecz mimo wszystko nie wyglądało to jak wyspa smoków. Wyglądała ona na zaludnioną. Część drzew była widocznie wycięta i było widać na plaży pozostałości ogniska. Jednak nie było statku. Nie, jednak był tylko był rozmontowany najpewniej na ogień. Czyli z moich wniosków wynika, że ludzie planują się osiedlić na ziemi smoków. Nie, tego już za wiele zajęli wszystko co tylko mogli, nie zabiorą ziemi smokom!
- Adair, tu są ludzie chcą ukraść smokom nasz skarb! - Musiałem tak powiedzieć, bo inaczej nie byłoby ataku na ludzi.
- Nikt nie zabierze mi mojego skarbu z przed nosa! - Wykrzyknął i zaczęła się walka.
Nigdy tak się nie cieszyłem z zostawienia peleryny jak teraz. Nie musiałem jej zdejmować, ani czegokolwiek z nią robić. Więc szybko wziąłem dwa topory znajdujące się na moich plecach i ruszyłem zaatakować tych ludzi. Pierwszy trafił się mężczyzna szykujący się do walki. Był dosyć dobrym przeciwnikiem, lecz walka z włócznią była banalna. Szybko podzieliłem ją na dwie części obezwładniając przeciwnika. Nie chciałem za bardzo ich zabijać, wolę mieć jeńców z nich jest więcej pożytku. Rozejrzałem się, po prawej jakiegoś smoka atakowało z pięciu ludzi. On sobie nie poradzi! Szybko rzuciłem toporem w jednego z napastników i pobiegłem pomóc smokowi. Po drodze wziąłem mój zapasowy topór grzecznie czekający przy pasie. Od razu jak przybiegłem czwórka napastników rzuciła się na mnie. Pierwszy zaatakował mieczem, szybko sparowałem uderzenie. Wszyscy atakowali mnie rytmicznie po kolei. Miałem łatwą szansę na zabicie wszystkich, wystarczyło tylko wykorzystać dwa topory i jednym zabić a drugim odparować atak. Tak też zrobiłem, jednak prawie obcięli mój warkocz. Wtedy wpadłem w szał, sam do końca nie wiem co się stało, ale po wszystkim leżały cztery trupy na ziemi. Lekko oczyściłem szmatką zapasowy topór rozglądając się dookoła. Wygrywaliśmy, lecz wszyscy napierali na naszego wodza, musiałem mu jakoś pomóc szybko rzuciłem wszystkimi toporami, a następnie wziąłem moją ostatnią broń. Była to kusza stworzona własnoręcznie tak jak nas tego uczyli. Miała ona wszystko czego potrzebowałem, mogłem w każdej chwili wyjąć z niej ukryty sztylet oraz zmienić ją w łuk poprzeczny. Teraz jednak starałem się skorzystać z tego co potrafiłem najlepiej więc po prostu strzelałem z kuszy. Już dawno opanowałem szybkie strzelanie z tej broni oraz korzystanie z trzech strzał naraz zamiast z jednej. W ten oto sposób po kilku wystrzeleniach kuszy na polu walki zostali tylko wikingowie i smoki. Właśnie, SMOKI to znaczy, że naprawdę to jest wyspa smoków. W tym momencie jeden z nich zamienił się w postać młodego Antytana. Pierwsze co zrobił to podszedł do mnie. On miał coś w sobie. Emanowała od niego taka dobroć i miłość do innych, równocześnie można było w tym wyczuć lekką naiwność. Jednak mi mimo wszystko spodobał się ten smok. O czym ja myślę, przecież nie mogę być ze smokiem. Wracając, byłem tak rozkojarzony, że nie usłyszałem dokładnie co mówił. Zrozumiałem tyle, że chciał nam podziękować za ocalenie ich wyspy. Ponownie zamienił się w smoka, a dokładniej Wiwernę, wcześniej w polu bitwy tego nie zauważyłem, lecz teraz zwróciłem na to uwagę. Po chwili Biały jak kwarc smok obrócił się i machnął skrzydło-łapą przekazując mi żebym za nim poszedł. Więc tak o to wyruszyłem za nim w otchłań jaskini, coraz bardziej zacząłem do niego coś czuć.
Komentarze
Prześlij komentarz